Spowiedź headhuntera — największe błędy, jakie popełniłem!

ProOptima
Spowiedź headhuntera — największe błędy, jakie popełniłem!

Nie radzę tych błędów powielać

Nie radzę tych błędów powielać… Oczywiście, jeżeli chcesz być ekspertem w tej dziedzinie, bo przeciętnych osób jest mnóstwo.

Skąd się to bierze? Między innymi stąd, że ludzie mają złe wyobrażenie o tym zawodzie, nie wiedzą, co tak naprawdę się kryje pod tą nazwą, nie znają specyfiki tej pracy (zawód w Polsce jest relatywnie młody), a także stąd, że headhunterem nie może być każdy, mimo wszystko trzeba być „wyposażonym” w wiele cech i umiejętności. Ja wyróżniłbym na początek cztery i jeden dar, z którym się rodzimy: odwaga, bystrość, poukładanie, solidność, dar zrozumienia drugiego człowieka…

Bez tych cech ani rusz! Dosłownie! Przez swoją krótką, ale intensywną karierę, spotkałem wiele osób podczas wewnętrznych rekrutacji, które nie miały nawet połowy tych cech…
Przykre, ale prawdziwe… Skąd to wiem?

Kiedyś miałem złote pytanie na rozpoczęcie fajnej i merytorycznej rozmowy! A mianowicie, po krótkim zapoznaniu mojego rozmówcy, wprowadzeniu, rozluźnieniu atmosfery zadawałem pytanie, które brzmiało następująco: “Jak nazywa się nasza firma?”
No i tu na wielu kandydatów padał blady strach! “Compiuters solutions”, “Custom solutions”… No brak przygotowania, ale nigdy nie kończyłem po tym pytaniu rozmowy.

Kandydaci się stresują, sam kiedyś chodziłem na rozmowy rekrutacyjne, oczywiście z różnym skutkiem. Nieraz nazwa jest długa i skomplikowana, kandydaci mają wiele rozmów, jeżeli szukają pracy itp. Możemy wymyślać tłumaczenia w nieskończoność! Każdy może się mylić i każdy zasługuje na drugą i następną szansę! Ja w pracy też popełniam błędy, ale już rzadziej. Nie są wprawdzie takie szkolne, ale nadal popełniam i pewnie będę to robił, bo tego zawodu nie można się szybko nauczyć. Można znać schemat, ale każdy człowiek jest inny i wymaga innego podejścia, inaczej reaguje, każdy wychował się w innej, rodzinie, warunkach itp… Jednym słowem co człowiek to historia. Tego nie unikniemy, pracując pod presją czasu. Gdyby moi kandydaci nie dali mi drugiej szansy, to pewnie nie pisałbym tego teraz… Życie.
Jednak warto uczyć się na cudzych błędach i ich nie powielać. Więc do rzeczy zaczynamy!

Personalizacja wiadomości

Pierwszy błąd, to historia mojej pierwszej dużej pomyłki. Jak mogłem pomylić Pawła z Kamilem! Panią z Panem! Czyli niewłaściwa personalizacja wiadomości i dlaczego nie powinniśmy tłumaczyć swoich błędów, a brać je na „klatę”.

To jest błąd, który często zdarza się niedoświadczonym headhunterom i jest to błąd kardynalny. Z doświadczenia wiem, że jest 10%, do 15% osób, którzy rozumieją pomyłkę i nic sobie z tego nie robią!
Jednak większość z nich reaguje nieco inaczej… Poniżej przykłady:

“Wie Pan co? Rozumiem wiele, ale nie rozumiem tego, jak mógł Pan pomylić Pawła z Kamilem?”
“Proszę Pana, jestem kobietą! Nie wyobrażam sobie współpracy z osobą, która nie odróżnia płci. Nie przeczytał Pan mojego profilu?”
“Proszę Pana, jak tak będzie Pan wysyłał wiadomości, to daleko Pan nie zajdzie. Wie Pan co, ja nie jestem zainteresowany współpracą z człowiekiem, który maszynowo wysyła wiadomości.”

Nikt nie chce być jednym spośród stu. Czy też obrzucany seryjnymi wiadomościami. A często to tak wygląda. Osobiście i w sumie aktualnie, nie przeszkadza mi to, jeżeli headhunter lub konsultant przekręci moje imię pomyli płeć, bo znam specyfikę tego zawodu. Jednak potencjalni kandydaci nie muszą znać. Kto chciałby współpracować z taką osobą?

Skąd się to bierze? Pewnie z kopiowania wiadomości, z chęci bycia szybszym od konkurencji, z presji czasu, itp. Często klienci i menedżerowie wymagają od nas 150%. Mamy być szybcy i skuteczni, ale jeżeli takie błędy będziemy popełniali, to raczej nie będziemy ani szybcy, ani skuteczni.

Jeżeli wiecznie będziemy tłumaczyć swoje błędy, to również niczego się nie nauczymy! Więc odwaga i bierzemy wszystko na przysłowiową “klatę”.
Każdą sytuację da się odwrócić, ale trzeba być szczerym i przyznać się do błędu, schować własne ego do kieszeni i być człowiekiem… To proste, a wciąż niewiele osób ma odwagę tak postąpić…

Więc po co narażać się na takie doznania i sytuacje? Często blokujące naszą pewność siebie. Proponuję przed wysłaniem propozycji pracy zrobić parę prostych rzeczy. Jakich? Jesteście gotowi? Przeczytać ją dwa razy, sprawdzić i upewnić się, czy umieściliśmy dobrego adresata. Powinno wystarczyć?

Od lat wierzę w to, co moi mentorzy, nauczyciele fachu mówili mi na samym początku: proste pytania są najlepsze, to chyba klucz. Nie warto pisać dużo i nudno. Warto konkretnie i zwięźle przestawić rolę kandydatowi. Nie być jak maszyna. Czasem po prostu zapytać: „Jak wygląda Twoja sytuacja zawodowa?”. Pójdźmy o krok dalej! Sprawdźmy, czym interesuje się nasz potencjalny kandydat? Jak wygląda jego życie? Czym się interesuje? Jakiej muzyki słucha?

Dziś są tak rozwinięte social media, że po oglądnięciu ich możemy znaleźć odpowiedzi na wyżej zadane pytania. Sprawdź takie strony jak Facebook, Instagram, Soundcloud, często specjaliści prowadzą własne blogi o swoich zainteresowaniach.

Warto poświęcić trochę czasu, by odpowiedzieć sobie na te pytania i nie być jak większość. Napisać spersonalizowaną wiadomość, szytą na miarę oczekiwań potencjalnego kandydata.

Mam na imię Wojtek, mam 27 lat i jestem Headhuneterm! To pierwsza część mojej serii. Wkrótce ciąg dalszy mojej osobistej spowiedzi…